Doczekaliśmy się! Nareszcie nadszedł dzień wyjazdu do Korycin, na całe długie trzy dni. Trzy dni bez lekcji, bez prac domowych, bez rodziców. Tylko czyste szaleństwo. Przyszliśmy pod szkołę już o 7:30. Autokar czekał. Rodzice cali zdenerwowani, zapłakani (zastanawiali się, co będą bez nas robić, jak wykorzystają nadmiar czasu) stali ze spuszczonymi głowami, a my radośni, rozkrzyczani, wsiedliśmy do busa i ruszyliśmy w świat.
Przez pewien czas było w autokarze spokojnie i nawet wesoło. Wszyscy cieszyli się, że jedziemy, romawiali, śpiewali.
Potem zaczęło się! Daleko jeszcze? Za ile będziemy? Kiedy dojedziemy? Nudzi się nam.
Ratunku!!! Bezgłośnie krzyczała pani Basia :(((
Czas na najważniejszą część jazdy, czyli wizytę w toalecie i sklepiku na stacji benzynowej.
Radość nasza jak widać, nie zna granic.
Nareszcie!!! Koniec męki. Jesteśmy w Korycinach.
Jak tu pięknie :) Powitały nas drewniane domki i dojrzałe dynie.
Jak tu pięknie :) Powitały nas drewniane domki i dojrzałe dynie.
Nie mogliśmy się doczekać pójścia do naszych pokojów. W końcu pani Basia rozdała klucze, a my jak wiaterki, pomknęliśmy. Otworzyliśmy drzwi i natychmiast zaklepaliśmy sobie łóżka.
Oto dowód wielkiej radości. Dziewczyny aż tańczą ze szczęścia.
Pokoje pokojami, ale w brzuchu pusto. Zaczęliśmy dopytywać o obiad. Pani zaprowadziła nas do Karczmy, gdzie czekał już pięknie zastawiony stół. Oczywiście był rosół i kotleciki. Porcje okazały się tak wielkie, że nie byliśmy w stanie ich zjeść. Pani Basia pierwszy raz nie złościła się, że marnujemy jedzenie, bo byliśmy w miejscu, gdzie nic się nie marnuje. Przecież wszystko to, czego nie zjedzą goście, zjedzą zwierzątka.
Tatuś Igi bardzo nam pomagał. Mamusia Majki także. To taka nasza wycieczkowa Cioteczka i wycieczkowy Wujeczek.
Zrobiło nam się cieplutko w brzuszkach, ale zamiast na poobiednią drzemkę, pani Basia poszła z nami do pani Beatki na zajęcia herbaciane.
Już po otwarciu drzwi poczuliśmy piękny zapach ziół.
Pani Beatka zaczęła opowieść o niezwykłych właściwościach roślin zielnych.
Posłuchajcie.
Przyszedł czas na naszą twórczość. Komponowaliśmy własne herbatki. Ciekawe co rodzice powiedzą, gdy będą musieli je wypić?
I już po wszystkim. Herbaty gotowe. Bójcie się kochani Rodzice :)))
Bez chwili wytchnienia, z zielarni poszliśmy do mydlarni. Tu czekały na nas różne chemiczne ciekawostki. Panie powiedziały w jaki sposób robi się mydła, co się dodaje. Uprzedziły o szkodliwości niektórych substancji. My słuchaliśmy jak zaczarowani.
Jak prawdziwi chemicy pracujący w laboratorium, dostaliśmy rękawiczki...
...i do dzieła.
Nareszcie wolność. Po pierwsze przestało padać. Po drugie już nam wszyscy dali spokój i mogliśmy wybiec by robić to, co lubimy najbardziej.
Chłopcy oczywiście szukają dziury w całym.
Dziewuszki na huśtawkach i gonitwach.
Pierwszy własny samochód Igi :)
W dodatku nie jest wymagane prawo jazdy.
Oto król Jerzy I.
Grupa zdobywców na szczycie Mount Everest
Człowiekowi nic więcej nie potrzeba do szczęścia, jak tylko własnych kilku metrów kwadratowych. Dziewczynki zajęły domek i już!!!
Majusi jak widać wściekle wesoło. Nie spadnij dziewczyno!
Cóż się stało? Do chatki wtargnęły dzikie lokatorki.
To już koniec na dziś wariowania na dworze.
Po dzikich szaleństwach na placu zabaw, poszliśmy coś przekąsić. Kolacja była wyśmienita, podobnie jak obiad. Pani podały nam fantastyczne racuchy, pyszny chlebek i wędliny, które same zrobiły
Było też kakao. Ach...
Najedzeni, wykąpani wskoczyliśmy w piżmowce.
i rozpoczęliśmy pidżama - party szał!
Tańczyliśmy, skakaliśmy i gościlismy się wzajemnie w różnych pokojach. Cudnie :)
Potem była jeszcze bajeczka u pani Basi w pokoju i spanko. Spaliśmy jak susełki. Nikt się w nocy nie obudził, nikt nie płakał. Super!
Kolejny dzień w Korycinach przywitał nas pięknym słońcem. W drodze do Karczmy na śniadanie, spotkaliśmy puchatego mieszkańca Ziołowego zakątka. Był bardzo przyjacielski i dawał się głaskać.
Pani Basia, gdy tylko zobaczyła stół ze śniadaniem powiedziała, że to jeden z powodów, dla których kocha Podlasie. To łakoma kobieta jest chyba :)))
Po śniadanku, znów na zajęcia.
To my w drodze do zielarni. Jak widać wykorzystujemy na zabawę każdą chwilę :)))
To nasz cudowny hotel, w którym mieszkaliśmy
Tatuś Igi zauważył, że bardzo lubimy pozować do zdjęć.
Tym razem robiliśmy woreczki zapachowe. Aromaterapia to nowa dziedzina lecznictwa, ale skuteczna. Wielu z nas wybrało zapachy na chore gardło. Tylko dorośli, w tym oczywiście nasza Pani, wybrali na pamięć i koncentrację. Ciekawe, czy pani Basia nie zapomni położyć tego woreczka na poduszce wieczorem :)))
To my w drodze do zielarni. Jak widać wykorzystujemy na zabawę każdą chwilę :)))
To nasz cudowny hotel, w którym mieszkaliśmy
Tatuś Igi zauważył, że bardzo lubimy pozować do zdjęć.
Tym razem robiliśmy woreczki zapachowe. Aromaterapia to nowa dziedzina lecznictwa, ale skuteczna. Wielu z nas wybrało zapachy na chore gardło. Tylko dorośli, w tym oczywiście nasza Pani, wybrali na pamięć i koncentrację. Ciekawe, czy pani Basia nie zapomni położyć tego woreczka na poduszce wieczorem :)))
Z zielarni wróciliśmy na chwilkę do pokojów, odłożyliśmy woreczki zapachowe i biegiem do mikroskopów. Co my tu widzieliśmy. I spód liści paproci i parzydełka pokrzywy, złożone oko owada, szerszenia, ważkę. Coś niesamowitego.
Mina Alexa - bezcenna.
Marcelka oczka nie chcą się dać oderwać od niezwykłego widoku, a tu już Mikołaj stoi za plecami i pogania. Dziewczyny trochę znudzone. Co tak liście. Mogłybyśmy teraz na przykład pooglądać najnowsze laleczki :)))
Iga wyprostowana jak strunka
A oto pani Basia. Zdjęcie po lewej przed spojrzeniem w oko mikroskopu, po prawej wrażenia po spotkaniu z uroczym szerszeniem.
Pani Beatka postanowiła nam pokazać magiczny ogród ziołowy. Chodziliśmy, patrzyliśmy, nawet fotografowaliśmy.
Trochę zmarzliśmy w ogrodzie, więc pobiegliśmy szybciutko do hotelu, żeby się odrobinkę wygrzać. Nie trwało to jednak długo. Znudziło nam się siedzenie i zaczęliśmy najpierw cichutko, potem coraz głośniej domagać się wyjścia na plac zabaw. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać. Pani Basia łatwo uległa naszym prośbom.
I znów czas na obiadek
Po pysznym, gorącym obiedzie ruszyliśmy zwiedzać firmę Dary Natury, w której robi się herbatki, ziółka, oleje, soki.
Prosto z wielkiej, ziołowej przetwórni podreptaliśmy do zagrody ze zwierzakami. Marzyliśmy o tym od chwili przyjazdu. Na spotkanie wyszły nam dwie przyjacielskie kózki. Dawały się głaskać i chodziły za nami krok w krok, jak najwierniejsze psiaki.
Próba odwagi. Trzeba pogłaskać indora. Ciekawe komu zagulgocze?
Próba odwagi. Trzeba pogłaskać indora. Ciekawe komu zagulgocze?
Ostatni wspólny wieczór. Trochę nam smutno,że już jutro pożegnamy Koryciny. Postanowiliśmy jednak nie przejmować się tym i poszaleć dziś ile się da. Niektórzy zaczęli pakowanie. Dziewczyny umyły włosy i skorzystały z usług wycieczkowej fryzjerki, pani Basi :)))
Ostatni poranek. Już po śniadanku poszliśmy do ogrodu podziwiać ziółka.
Przy okazji zrobiliśmy sobie troszkę zdjęć.
Z taką Panią, to w ciemno można jechać. Cudowny Człowiek ;)
OdpowiedzUsuń